letni letni
193
BLOG

Google prowadzą

letni letni Technologie Obserwuj notkę 3

Na zlot pojazdów (patrz poprzednia notka) jechaliśmy we dwa samochody, prowadzeni przez „tradycyjną” nawigację. Trafiliśmy kilka razy na ruch wahadłowy i zapchane rondo przy samym wjeździe do Darłówka. Po „zaliczeniu” pojazdów militarnych trzeba było wrócić do miejsca wczasowania. Przy powrocie też miałem jechać za kolegą, ale jakoś zgubiłem go na samym początku. Drogi nie pamiętałem, ale od czego googlowska nawigacja, taka zwykła, dostępna na każdym smartfonie.

Google poprowadziły mnie dziwną trasą. Wjeżdżałem w sam środek nieznanych mi miejscowości, by zaraz wyjechać na szeroką i szybką szosę. Ale nie było co się rozpędzać, bo aplikacja w najmniej oczekiwanym momencie zalecała skręt do jakiejś wioski, by kontynuować podróż całkiem podrzędną drogą. Ekstremalna okazała się dróżka zbudowana z dwóch rzędów betonowych, ażurowych bloczków o szerokości opony. W pasie pomiędzy „betonowym torowiskiem” rosła sobie trawa. Szerokość drogi umożliwiała przejazd tylko jednego samochodu, więc mijanie wymuszało zjechanie na bok w trawę. Ale przyznać trzeba, że byłem szybciej od kolegi, który swoje odstał, kiedy trafił na ruch wahadłowy, a korki były większe niż rankiem.

No i można by zakończyć w tym miejscu historię o tym, jak nowoczesna technologia ułatwia nam życie, ale do ogólnego zadowolenia wkradł się jak zwykle cień wątpliwości. Zaproponowana trasa była całkowicie niezgodna z przyjętymi przeze mnie zwyczajami. Zgodziłem się jechać drogą, jakiej sam nigdy bym nie wybrał. A więc dałem się przekonać do podjęcia decyzji, których bez Googli na pewno bym nie podjął. Fakt faktem, że osiągnąłem dzięki temu korzyść, bo zaoszczędziłem czas.

Google proponują nam na razie niewiele usług. Ale w te które są, zaczynamy wierzyć, że są od nas mądrzejsze i działają w naszym interesie. Nawet jeśli to prawda, to tylko „przypadkiem” – usługi Googli działają w interesie właścicieli tej firmy, ale to uwaga na boku. Czy następnym usługom będziemy wierzyć tak samo? Być może będą za nas podejmować („pomagać nam wybrać” to może być już wtedy eufemizm) zdecydowanie ważniejsze decyzje od wyboru trasy samochodu? Akurat w powyższym przypadku mogłem zweryfikować zasadność ulegania największej przeglądarce internetowej, ale innymi razami może być to trudne, albo i niemożliwe.

W końcu najwięksi gracze na rynku internetowym mają już nas wszystkich poprofilowanych. Wiedzą co kupujemy, na co chorujemy, jakie mamy poglądy polityczne, gdzie mieszkamy, gdzie jeździmy na wakacje itd. Wiedza ta jest używana, by dopasować do nas oferowane nam reklamy. Ale jak do tej wiedzy dorzucimy możliwość Googli do wpływania na nasze wybory, choćby przez odpowiedni dobór wyników wyszukiwania, zaczyna się robić groźnie. Google już mają narzędzia, żeby kontrolować nasze zachowania. Co więcej, korzystają z nich, choć (oficjalnie) tylko po to, żebyśmy robili ciut większe zakupy.

Skoro w tej wakacyjnej notce odjechałem w stronę teorii spiskowych, zrobię jeszcze jeden krok, choć przyznam, że koncept nie jest mój, a znanego pisarza s-f J. Dukaja. A może aplikacje Googla wcale nie realizują celów biznesowych jego właścicieli? Skoro oprogramowanie wyszukiwarki zawiera najlepsze i najwydajniejsze w świecie algorytmy, a wśród nich takie samouczące się, to czy zatrudnieni w firmie programiści mają jeszcze kontrolę nad ich działaniem? Czyż wynikiem takiego samouczącego się procesu nie będzie zachowanie realizujące inne, niż założone przez firmę, cele? Prawdziwe cele mogą być określone przez samą aplikację, choć dziś wydaje się to nam zupełnie nieprawdopodobne. Ale skoro jeszcze nie dziś, to może będzie tak już za kilka lat?

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie