letni letni
90
BLOG

Opowieść z końca wieku

letni letni Wychowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

To historia sprzed kilkunastu lat. Nie wiem, co dziś robią jej obie bohaterki.

Dla Aśki, tak ją nazwijmy, bo jej prawdziwe imię jest inne, to było już drugie dziecko. Pierwsze miała jeszcze przed osiemnastką i nie dała się długo przekonywać, że nie ma sensu by się nim zajmowała. Sprawa sądowa odbyła się bardzo szybko. Oddała syna bez większych wątpliwości, co prawda płakała w czasie rozprawy, ale kiedy wracała do domu dziecka śmiała się i żartowała z kierowcą. Nikt nie pamięta, by kiedykolwiek później wspomniała z własnej woli komukolwiek o oddanym dziecku.

Jeśli chodzi o edukację seksualną, to w teorii była dobra. Z praktyką mogło być gorzej i to nie tylko dlatego, że tabletki antykoncepcyjne czy spirala były dla niej niedostępne – w końcu była tylko nastolatką z domu dziecka. Kiedy wychowawcy prowadząc zajęcia „uświadamiające” opowiadali o niebezpieczeństwach i zasadach związanych ze współżyciem seksualnym, przerywała często ich wywody tekstem „Proszę pani, teraz już wiem, bez gumy nie ma co. Musi być guma i koniec”. Jej osoba stanowiła przykład, co się stanie, gdy człowiek zabierze się do tych spraw bez głowy. Z przekonaniem dopowiadała „Miałam nauczkę i z nikim nie pójdę do łóżka, no chyba że z mężem!”

Na wakacjach skorzystała z przepustki do domu rodzinnego na dłuższy czas. Przed wyjazdem jeszcze raz przestrzeżono Aśkę, żeby z nikim nie współżyła, nie dała się namówić itd, by historia się nie powtórzyła… Aśka uśmiechając się, zdecydowanie potwierdziła „Teraz, to ja już nie będę głupia!”.

* * *

Jesień okazała się zimna. Po wakacjach Aśka długo chorowała, brała antybiotyki. Początkowo nic nie zwiastowało, że oprócz pediatry będzie potrzebować innego lekarza. Co miesiąc prosiła wychowawczynię o podpaski. Ale brzuch rósł i w końcu przyznała się, że podpaski leżą w szafce zupełnie niewykorzystane.

Zaczęły się rozmowy i pytania: Kiedy to było? Kto to zrobił? O czym myślała, robiąc to raz jeszcze? Przecież już raz w ciążę zaszła, więc tym bardziej powinna wiedzieć. Aśka nie tłumaczyła się. Powiedziała, że to zdarzyło się w domu, w czasie imprezy rodzinnej. I że wszyscy byli pijani. I że zrobiła to z wujkiem. Ale w inne dni w domu było bardzo dobrze – nikt nie pił. Tyle powiedziała wychowawczyni. Potem w ogóle mało mówiła na ten temat, bo nikt nie doszedł do tego, który to „wujek” został ojcem.

* * *

Aśka zmieniła dom dziecka na dom samotnej matki. Tam mieszkała przed porodem i tam wróciła po porodzie. Urodziła dziewczynkę. Maleństwo było drobne i chorowite. Kiedy trafiało do szpitala, młoda matka spędzała całe dnie w swoim starym, dobrym domu. Wśród koleżanek i wychowawców. Znów mogła sobie z nimi pogadać, pooglądać telewizję, posłuchać muzyki, poukładać puzzle i nie martwić się, że trzeba karmić i przebierać małą. Szczęśliwie szpital był w tej samej miejscowości co dom dziecka.

Wieczorem, kiedy wychowawcy rozdawali tabletki chorym dzieciom, uaktywniała się i przypominała „Ja też biorę leki”. Chodziło o zwykłe pigułki antykoncepcyjne. Załatwił je dom samotnej matki, by nie zaszła w ciążę, mając już kilkumiesięczne dziecko.

Żarty i śmiechy kończyły się, kiedy trzeba było wracać do rzeczywistości. Wcale nie była z tego powodu zadowolona, kiedy lekarze w szpitalu doprowadzali jej dziecko do zdrowia. „Odwiedźcie mnie kiedyś”, rzucała na odchodnym. No to dzieciaki prosiły: „Kiedy odwiedzimy Aśkę?”.

* * *

I wyprosiły. Dyrektorka domu dziecka zgodziła się na zorganizowanie wycieczki. W sobotę, gdy większość dzieci zabrali rodzice, wychowawca zapakował do służbowego samochodu piątkę dziewczyn i ruszył do domu samotnej matki. Po jakichś dwudziestu minutach drogi bus z wycieczką szukał już dogodnego miejsca parkingowego.

Kiedy zameldowali się w domu, kierownik nie był jakoś specjalnie wylewny. Widząc wychowawcę zdecydował, że odwiedziny odbędą się na parterze w czymś w rodzaju świetlicy. „Nie wpuszczamy obcych mężczyzn do pokojów, które zajmują matki z dziećmi”. To czekali.

Kilka minut później zeszła Aśka. Sama. Uśmiechnięta powitała się z koleżankami. „Pokaż nam swoją pociechę” zachęcił opiekun wycieczki. Mruknęła coś pod nosem i poszła. Przyniosła maleństwo i położyła na dywanie. Dziewczynka, widząc gości, zaśmiała się i w szybkim tempie poraczkowała do dziewczyn. Te bawiły się z nią przez cały czas odwiedzin. Mała była żywa i wesoła, kleiła się do każdego, kto chciał ją brać na ręce.

* * *

Takich wycieczek było jeszcze kilka. Kierownik w rozmowach z wychowawcami czasami skarżył się na Aśkę, że zaniedbuje dziecko. Potrafi na przykład zostawić je na cały dzień koleżance i zniknąć na mieście. Kiedyś przestanie tu mieszkać i kiedyś tabletki jej się skończą.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo