letni letni
486
BLOG

Ze wsi do miast

letni letni Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

W połowie XX wieku życie na wsi oznaczało harówkę i biedę. Można było uciec do miasta, do lepszego życia. Miało to swoje konsekwencje.

Etos nauki

Żeby zacząć pracować, trzeba było mieć zawód. A do tego trzeba skończyć co najmniej zawodówkę. Zauważmy – skończenie szkoły stanowiło przepustkę do lepszego życia. Na pewno wiele osób słyszało od rodziców: „Ucz się, żebyś miał/miała lepiej ode mnie”. To się nazywa etos nauki. Mam wrażenie, że od lat 90-tych został ukryty i stoi wstydliwie w cieniu nepotyzmu i pieniądza.

Podjęcie nauki kosztowało wiele wysiłku i wyrzeczeń. Ludzie wychodzący z wiejskich szkół musieli w szkołach zawodowych dorównać do (zwykle) wyższego poziomu miejskich kolegów. Niestety w upodabnianiu się do „miastowych” pozbywali się „wsiowej” gwary. To według mnie jedne z najsmutniejszych aspektów zjawiska migracji „ze wsi do miast”. Sam traktuję polską mowę, jako wielkie bogactwo, jeden z najważniejszych składników patriotyzmu. Rugowanie regionalizmów zaczynało się już w podstawówkach.

Aktywność i przedsiębiorczość

No tak, ale żeby zacząć naukę, najpierw należało wiedzieć gdzie i po co jechać. Dlaczego rodzina miałaby wydawać ciężko zdobyte pieniądze na pobyt w internacie zawodówki, jeśli po zakończeniu szkoły nie byłoby pracy? Potencjalni migranci musieli wcześniej wiedzieć, że pracowników danego zawodu, będą poszukiwać te, a nie inne zakłady pracy. Młodzi ludzie musieli zaplanować sobie przyszłość, nie mając nic. Bez internetu, telewizji, telefonów i reklam w prasie, znajdowali „ścieżki kariery” i co ważniejsze je realizowali. Z sukcesem.

Tak, to co napisałem brzmi jak neoliberalne hasło w rodzaju „weź swój los we własne ręce”. W tym czasie było to możliwe, bo przemysł potrzebował rąk do pracy. Więc jeśli ktoś był (według terminologii z lat 90-tych) „przedsiębiorczy”, to pracę znalazł.

Wydaje mi się, że również dzięki owej samodzielności, aktywności i swoistej odwadze, możliwy był udział robotników w protestach społecznych roku 1956, 1970 czy 19810/81. Złośliwie dodam jeszcze, że w latach 90-tych „branie spraw we własne ręce” dla wielu osób jakoś się nie sprawdziło. Ale odpowiedź na pytanie, dlaczego nie wszyscy pracownicy likwidowanych zakładów pracy stali się specjalistami ds. marketingu lub zarządzania, nie powinna sprawić czytelnikom kłopotu.

Równouprawnienie

Zanim drogi czytelniku (obojętne czy z lewej czy z prawej strony) się skrzywisz: Kobiety chętniej od mężczyzn opuszczały wieś. Były odważniejsze w podejmowaniu tego rodzaju decyzji, co poskutkowało zachwianiem równowagi liczebności płci. W każdym razie to żeńska część mieszkańców wsi bardziej chciała dokonywać zmian w swoim życiu. I chyba to był realny początek równouprawnienia w Polsce.

Patriarchalny model rodziny wiejskiej na wprost wynikał z podziału pracy: kobiety nie orały. Mężczyźni wykonywali najcięższe prace w gospodarstwie, których nie było mało. W mieście takich różnic było o wiele mniej. Dlaczego panowie mieliby być więc uprzywilejowani?

Dodajmy do tego pracę zmianową – małżonkowie często szli do swych zakładów w różnych godzinach, co automatycznie wymuszało na mężczyznach przejmowanie tzw. „kobiecych” obowiązków domowych. Mówiąc wprost: jak sobie (i swoim dzieciom) mąż nie zrobił obiadu, to go nie zjadł, bo żona była akurat na rannej zmianie.

* * *

To pewnie nie wszystkie konsekwencje ruchów ludności jakie miały miejsce w drugiej połowie XX wieku w Polsce, ale te wydają mi się warte wspomnienia. Nie pisałem nic o religijności migrantów. O tym w następnej notce.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo