letni letni
661
BLOG

Z historii dziennikarstwa śledczego w Polsce

letni letni Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Przełom XX i XXI wieku to złote lata dziennikarstwa śledczego. To wtedy w Rzeczpospolitej i Wyborczej ukazują się sążniste artykuły o najrozmaitszych aferach. Któż z nas nie pamięta losów polskiego króla żelatyny? Pamiętacie jak Wyborcza obsmarowywała p. R. Krauzego, wskazując, że Prokom poprzez obsługiwane przez siebie systemy informatyczne ma pośrednio dostęp do większości danych naszego państwa?

W jednej z redakcji mówiono nawet, pół żartem pół serio, że „śledczy” swój pierwszy etat mają w UOPie. Na zdrowy rozum: Z jednej strony wierszówka, z drugiej trzeba zbierać szeroki zakres danych, a czas nie jest z gumy. Praca typowego dziennikarza śledczego miała się ograniczać do nadania dziennikarskiej formy materiałom w teczce z napisem „tajne”, którą znajdował na swoim biurku. Może to i prawda: sam pamiętam jednego z autorów, który co kilka dni opisywał coraz to inny przekręt.

* * *

Rok 2001. P. W Gadowski pracował wtedy w TVN, a p. J. Jachowicz w Wyborczej. W tym to roku dziennikarka śledcza A. Marszałek wraz z kolegą p. B. Kittelem publikuje w Rzeczpospolitej artykuł w którym oskarża wiceministra obrony R. Szeremietiewa o łapownictwo i złamanie tajemnicy państwowej. Reagując na zarzuty Premier J. Buzek zawiesza, a potem dymisjonuje wiceministra. Zaczynają się dla niego sądne dni. Czuliśmy się z żoną napiętnowani. Byłem zaszczuty. Nie byłem w stanie wyjść za bramę. Nocami nie spałem, szybko chudłem. Bałem się włączyć telewizor. Miałem ogromne poczucie krzywdy. Wiedziałem, że jestem niewinny, ale to wszystko uderzało w moją żonę. Była kierowniczką publicznej biblioteki i do tego radną, twórczynią chyba jedynej w kraju komisji etyki samorządu. W lokalnej gazecie napisano, że przewodnicząca komisji etyki ma „skompromitowane nazwisko”,  jej mąż robił lewe interesy.

Asystent p. Z. Framus zostaje spektakularnie zatrzymany na promie płynącym do Szwecji – wygląda jakby podejrzany chciał uciec z Polski. Oddajmy głos dziennikarzom śledczym: Czy naprawdę Państwo uważają, że jest normalne, iż poseł i wiceminister obrony prowadzi razem ze swoim asystentem fundację i domagają się na nią wpłat od zależnych od swojego resortu firm zbrojeniowych i handlujących bronią? Trzeba przyznać, że brzmi niezwykle przekonująco. Podobnie wiarygodnie brzmią wyliczenia dotyczące zakupu samochodu i budowy domu – dziennikarka pyta się skąd wiceminister wziął brakujące 200 tysięcy złotych. Odpowiedź, że to pożyczka od asystenta, nie mającego nawet samochodu, nie brzmi dobrze.

Jak by to nie brzmiało, sąd nie podzielił zdania dziennikarzy śledczych. Co prawda proces był utajniony, ale w sieci można znaleźć szczegółowe objaśnienia, jakich nadużyć dopuścili się dziennikarze. Trudno powiedzieć, czy tak właśnie wyglądały argumenty podawane w czasie procesów, ale po dziewięciu latach od publikacji artykułu p. R. Szeremietiew został ostatecznie oczyszczony z obu zarzutów. Trwało to bardzo długo. Główny bohater zamieszania chyba na dobre opuścił świat polityki. Od czasu do czasu wypowiada się w mediach na tematy związane z obronnością. W 2014 roku objął kierownictwo Biura Inicjatyw Obronnych przy Akademii Obrony Narodowej.

* * *

Dziennikarze śledczy z prawicowych mediów jako pewnik utrzymują, że cała afera wywołana została przez WSI, które inwigilowało p. R. Szeremietiewa. Skoro tak piszą, muszą mieć jakieś przecieki. Widocznie znalezione w teczce z napisem „tajne”, leżącej na ich biurku.

letni
O mnie letni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura